6 miesięcy -> 25 tygodni -> 183 dni

Powiedzmy, że na godziny już nie będę przeliczać. Ale ilość czasu jaki Piotruś jest już z nami po tej stronie brzuszka, poraża. Czas, który biegnie tak szybko, że nawet się nie obejrzeliśmy za siebie, a nasz synek już ma pół roku. To właśnie ten dzień powoduje, że pozwalam sobie na zrobienie małego bilansu. Bilansu samych zysków. I pozwólcie, że nie będzie to jedynie gadanie o osiągnięciach Piotrka, ale również moich - jako matki. Takie małe połechtanie własnego ego.


Dokładnie pół roku temu 30 grudnia 2016 roku, o godzinie 23:55 (więc może nie z dokładnością co do godziny, come on ;)) przy pomocy sił natury narodził się Piotruś.
Ten wieczór, noc zapamiętam do końca życia. Ten ból (po którym zostało nieprzyjemne wspomnienie), ten strach o małego, tą ekscytację i tą radość, że jest już z nami, po tej stronie brzucha.



Zacznijmy jednak od najbardziej zainteresowanego, czyli małego (już nie tak małego) Piotrusia. W ciągu pół roku udało mu się zdobyć nie tylko serca wszystkich dookoła, ale również cały szereg umiejętności i wiedzy.

Pół roku zakańczamy z:

  • pierwszym ząbkiem (!), 
  • swobodnym przewracaniem się na boki,
  • rozszerzeniem diety o obiadki oraz kaszkę (od tygodnia)
  • śmiechem pełną buzią
  • Sztywno utrzymywaną główką
  • Zabawą leżąc na brzuszku
  • Samotną zabawą (co uwierzcie mi było dla nas wielkim osiągnięciem, pozwalającym na chwilę wytchnienia, nie w porze snu młodego),
  • Próbami siadania (a podczas siadania na kolanach, pochylania się i łapania za stopy)
  • Chrztem Piotrusia
  • Przekładaniem zabawki z ręki do ręki
  • drzemkami w ilości 2-3 w ciągu dnia, dość długich. Wydłuża się jednak powoli czas aktywności.
  • umiejętnością picia z niekapka, czasami nawet samemu trzymając kubeczek
  • lękiem separacyjnym (nikt poza mamą lub tatą nie może mnie nosić. Czasami ewentualnie jeśli mam dobry humor i mama jest w pobliżu. Taki mały ze mnie dzik ;))



Udało się nam dotrzeć do pediatry akurat w czasie około pół roczku. Bilans na dzień niemal dzisiejszy wynosi: 8100g, 69cm. 

Piotruś stał się małym klockiem, który uwielbia zabawę na rękach, co nie znaczy, że to wymusza i protestuje kiedy się go odkłada. Uwielbia jak robi mu się helikopter i kiedy pokazuje się mu jego własne odbicie w lustrze. Chyba jednak najbardziej lubi pozować do zdjęć. 



Przyszła jednak kolej na Marchewkową Mamę. Co osiągnęłam w ciągu tego pół roku? 

Niestety nie osiągnęłam upragnionej cierpliwości. Wciąż irytuje mnie kiedy mój syn nie usypia jak zwykle. Jedyne co mogę zrobić, to wziąć głęboki oddech i iść dalej. 
Osiągnęłam to co jest w macierzyństwie najpiękniejsze - MIŁOŚĆ. 
Bezwarunkowa, bezgraniczna miłość. To jest to, na co czekałam całe życie. Bo tylko taka miłość dodaje skrzydeł, ale również powoduje, że zdecydowana jestem oddać życie za moje dziecko. 

Osiągnęłam pewien stan przewidywalności sytuacji i zdarzeń. Piotruś nauczył mnie mieć oczy szeroko otwarte, zwracać uwagę na szczegóły. Taki przykład - kiedy wyszedł pierwszy ząbek, cieszyłam się jak dziecko. Nie mogłam się doczekać kiedy Tata Don Szamanii wyjdzie z kolejki, i będę mogła mu obwieścić radosną nowinę. 



Piotr sprawił, że narodziłam się na nowo i pomimo pewnych trudności, niewyspania, zmęczenia, moje serce rozpiera miłość i duma. Bo bycie mamą to najlepsze co może spotkać kobietę. To dopełnienie jej osoby. Oczywiście są kobiety, które mają inne powołanie, i je dopełnia to powołanie. Nie wierzę jednak, że gdy w życiu kobiety pojawia się jej dziecko, to może być już na zawsze nieszczęśliwa. Nie wmawiajmy tego kobietom. 

To pół roku zleciało niezwykle szybko. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze drugie tyle i Piotr będzie już rok z nami. Może będzie już chodził i próbował coś mówić? 

Jak na razie czekam na pierwsze, świadome "mama". I na wiele innych nowości, które aż czekają za rogiem. 

A autorem zdjęć jest:
#MarchewkowaMama :)

Komentarze

Popularne posty