Z wózka do łóżka...

...czyli jak odzwyczailiśmy Piotrusia usypiać w wózeczku. 
Bo nikt nie powiedział, że będzie łatwo. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że tylko ode mnie zależy jakie przyzwyczajenia będą udziałem życia mojego dziecka. Skoro udało mi się przyzwyczaić go do usypiania w wózku, mogę również przyzwyczaić od nowa do spania w łóżeczku. I wiecie co? Osiągnęłam sukces!

Jak w takim razie dotrzeć do celu, który sobie założyliśmy? Koniecznie trzeba próbować z upartością maniaka!

Nie udałoby się to nigdy, gdyby nie pomoc mojej cudownej teściowej!!! To ona pomogła nam wytrwać w postanowieniu i cierpliwie czekać aż podjęte działania przyniosą skutek.


Zawzięłam się nie na żarty. Nie ważny był mój brak cierpliwości. Oto na tamten czas #MarchewkowaMama uzbroiła się w cierpliwość po zęby! Nic nie było w stanie odwieźć mnie od zamiaru nauczenia młodego spania w łóżeczku. Albo teraz albo nigdy. Wiedziałam, że im dłużej będzie spał tylko w wózku, tym trudniej będzie oduczyć. A dzieciak rośnie, w przeciwieństwie do gondoli.


I tak opracowaliśmy wspaniały schemat usypiania. Potrzeba do tego koniecznie wyżej wymienionej cierpliwości, ale i czasu! W wózku szło raczej szybko. Jednak minusem była potrzeba ciągłego bujania, zanim młody zapadł w głęboki sen.

Co jest potrzebne do usypiania w łóżeczku:
1. Pielucha tetrowa
2. Smoczek
3. kocyk,
4. Dźwięk odkurzacza (biały szum)
5. Ręka rodzica
6. Krzesełko

7. Zmęczenie i wyraźna potrzeba snu dzieciaka.

Obecnie Piotruś bardzo ładnie podnosi główkę i sam obraca ją na niemal wszystkie strony. Z tego powodu pozwoliliśmy spać mu na brzuszku nie tylko w dzień ale i w nocy. Okazuje się bowiem, że jest to ulubiona pozycja naszego syna.


Na początek układam Piotrusia na brzuszku w łóżeczku. Zwykle wtedy pomrukuje nerwowo, lub nawet płacze żałośnie z tego powodu. Niewzruszona przykrywam go kocykiem i dookoła szyi od strony pleców (broń Boże otaczać dookoła całej szyi) nakładam pieluchę tetrową, tak aby dotykała policzka lub ucha. Włączam na komórce dźwięk odkurzacza, siadam na krzesełku i dłonią masuję plecki, w okolicach lędźwi. Robię to delikatnie ale tak aby czuł ten masaż. Jeżeli jest bardzo marudny, próbuję podać do buźki smoczek. Często pomaga, a gdy już usypia, po jakiejś chwili wypluwa, bez budzenia się przy tym. Na koniec wyciszam sukcesywnie dźwięk odkurzacza, przestając masować, a zamiast odkurzacza włączam cichszy szum, znajdujący się w karuzeli. Ten szum wyłącza się sam po jakimś czasie.


Czy to się udaje?!

TAK! Sukces w naszym przypadku gwarantowany. Od kilku dni młody śpi już tylko w łóżeczku, chyba, że jesteśmy na spacerze.

Zawsze będziemy czegoś uczyć, mniej lub bardziej świadomie. A potem będziemy musieli niektórych z tych rzeczy oduczać.

Pomyślałam, że skoro w tej chwili synek zaczął ssać smoczek, który pomaga mu się uspokoić i przynosi ukojenie na swędzące dziąsełka, to niech ten smoczek ssie. Potem będziemy się martwić odstawianiem go, o ile będzie taka potrzeba, bo Piotrek nie lubi jakoś szczególnie i długo mieć go w buzi.


A czy wy musieliście czegoś oduczać swoje maleństwa? Jak wam szło? Znaleźliście w sobie tyle cierpliwości?


#MarchewkowaMama

Komentarze

Popularne posty