Niepłodność - walczymy dalej!

Dziecko narodzone - marzenie spełnione. 
Nie spoczywając na laurach, mierzymy się dalej z problemem niepłodności. Bo życie jest zbyt krótkie, żeby odkładać problemy na później.


Pamiętam uczucie potwornego, piekącego bólu w piersi, gdy tylko widziałam cudowne, okrągłe brzuszki moich koleżanek, które wyrastały nagle przede mną jak przysłowiowe "grzyby po deszczu". Cieszyłam się z nimi, ale w środku przeżywałam najgorszy dramat mojego życia. A z drugiej strony nie chciałam być wykluczona z grona znajomości z nimi. Dlatego swój ból ukrywałam głęboko w sobie, dając o nim znać jedynie #TacieDonSzamani i #Najpesiejszej. 


Pamiętam ten dzień kiedy na cykl przed zajściem w ciążę, po kolejnej nieudanej próbie, doszłam pod ścianę. Nie widziałam kompletnie dalszej drogi. Załamałam się. Wtedy nawet #TataDonSzamani tutaj nie pomógł. Pamiętam jego telefon wykonany do #Najlepsiejszej, która nie czekając na nic pognała do mnie późnym wieczorem, wzywając taksówkę. Nie mogłam mieć lepszych przyjaciół! Mój mąż i przyjaciółka, którzy są dla mnie wszystkim (zaraz po Piotrusiu ;)), są największym oparciem jakie posiadam. Ich bliskość i wsparcie było najcenniejsze w przetrwaniu tych potwornie trudnych chwil. 

Jeżeli miałabym porównać do czegoś uczucia mi towarzyszące po długim czasie bezskutecznych starań o nowe życie, to chyba można je porównać do bólu towarzyszącemu śmierci bliskiej osoby. Pamiętam jak zmarła moja ukochana babcia. Czułam ten dziwny lęk i pustkę, kiedy pomyślałam, że już nigdy w tym świecie jej nie zobaczę i nie usłyszę, że nie ma odwrotu. 
Taki lęk i taką pustkę czuje kobieta niemogąca mieć dziecka. Być może każda kobieta przeżywająca ten ból odczuwa go inaczej. Ja przeżywałam to właśnie w taki sposób. 


Mój ból jednak się skończył. 
Dziecko się narodziło - marzenie się spełniło. I oto moja pustka została wypełniona. Miłość, którą trzymałam zarezerwowaną tylko dla tego maleńkiego człowieczka, została wreszcie przelana na Piotrusia. Bo wierzyłam, że jest na Świecie miłość, większa niż ból, większa niż cierpienie i większa niż śmierć. Bo teraz wiem czym jest gotowość oddania życia za swoje dziecko, w każdym momencie. 


Wczoraj byłam na pierwszej wizycie kontrolnej - poporodowej u mojej pani ginekolog. Trochę się zbierałam, żeby do niej dotrzeć. Długo się zastanawiałam, co mogłabym jej podarować od siebie aby podziękować jej za zaangażowanie, pomoc, wsparcie i opiekę nad nami w trudnym czasie niepłodności ale i pięknym jak i równie trudnym czasie ciąży. Jednej nocy mnie olśniło. 
Kiedy zmagaliśmy się z naszym bólem, próbowałam sobie z nim radzić na różne sposoby. Jednym z nich było malowanie. Taka, pewnego rodzaju terapia. Namalowałam wtedy obraz dziecka. Postawiłam go w widocznym miejscu i czułam, że to jest cel do jakiego dążę. I osiągnę go! 
Teraz postanowiłam podarować ten obraz mojej pani doktor. Bo poczułam, że teraz moim motywatorem do dalszej walki z niepłodnością będzie Piotruś. 


Podczas wizyty przekonałam się, że wciąż choruję na PCOS i wciąż moje jajniki nie wyglądają za ciekawie. Ponadto widać na USG, że są one uśpione, pomimo tego iż macica szykuje się już do czasu owulacji, w jajnikach nadal nie dojrzewa żadna komórka jajowa. 
Tym bardziej pani doktor stwierdziła, że nie powinniśmy zbyt długo odkładać kolejnego poczęcia. Nie wiadomo jak długo tym razem będziemy czekać na kolejne maleństwo. Może się udać do pół roku, a może dopiero za 5 lat. Odrobinę to przerażające, jednak z uśmiechem stwierdziłam, że teraz już nie czujemy tego ciśnienia, którym był zupełny brak potomstwa. Jest Piotruś. I teraz żyjemy spokojnie, wiedząc, że nieważne jak będzie wyglądać przyszłość naszej płodności, nasze rodzicielstwo właśnie się spełnia. I czekamy na kolejne dzieci, którymi nas Bóg obdarzy, kiedy tylko uzna to za konieczne. 


Walczymy więc nadal. Kiedy już będziemy gotowi na kolejnego malucha, zaczniemy kolejną walkę z niepłodnością, którą z pewnością wygramy. Jeśli nie kolejnym maleństwem, to pogodzeniem się ze stanem rzeczy. Bo jesteśmy niezwykle wdzięczni Bogu za ten cud, który wobec nas wykonał. Za ten Dar, którym nas obdarzył, a który ma na imię: Piotr. 

#MarchewkowaMama 

Komentarze

Popularne posty