Nowiny!

Minęło sporo czasu od kiedy ostatni raz umieszczałam post na blogu. Tym razem piszę z dobrą nowiną :)

Dnia 30 grudnia 2016r, o godzinie 23:55 przyszedł na świat nasz syn Piotr :) Nasze upragnione maleństwo, które zostało wymodlone u Boga. Maluch urodził się w 37 tygodniu ciąży. Był dużym chłopcem ważącym 3300g. Otrzymał 10pkt w skali Apgar!

Mówią, że podczas porodu rodzi się nie tylko dziecko, ale i matka. Moja droga do narodzin matki trwała odrobinę dłużej. Zaczęła się w trakcie porodu, jednak zanim dotarło do mnie co się wydarzyło i jak bardzo zmieni się teraz moje życie, musiałam przejść drogę codziennych łez i burz hormonalnych. Dzięki Bogu, mężowi i przyjaciołom mój baby blues trwał zaledwie dwa tygodnie. Aktualnie udało mi się ogarnąć sobie w głowie całą sytuację.
Razem z Piotrusiem uczymy się siebie. Wprowadzamy pewne rytuały do codziennych czynności, choć jeszcze nie jest wszystko regularne :)

Chciałabym od razu zaapelować do wszystkich ludzi, którzy myślą, że ich rady pomogą kobiecie, która dopiero urodziła. OSTROŻNIE Z DOBRYMI RADAMI!
U mnie niestety pewne "dobre" rady spowodowały pogłębienie negatywnych emocji i załamania.
Od początku miałam problemy z karmieniem piersią (kp), dlatego musiałam podawać synkowi mleko modyfikowane (mm). Powalczyliśmy o kp co skutkowało karmieniem mieszanym. Po powrocie do domu (po tygodniu pobytu w szpitalu z powodu żółtaczki), postanowiłam powalczyć bardziej i tak w ciągu dnia kp a w nocy mm. Po tygodniu czasu gdy przyszła do nas na wizytę patronażową położna okazało się, że przez cały ten czas Piotruś przybył jedynie o 20g. Potwornie się przestraszyłam. Niestety musieliśmy wrócić do mieszanego karmienia również w ciągu dnia. Niestety od kilku osób słyszałam "dobre" rady, że powinnam kp. Również teściowa dołączyła do tego grona osób wręcz do tego stopnia, że wolała by głodzić mojego syna (w sytuacji gdy musiałam wyjść z domu na dwie godziny i zostawić z nią młodego, który zrobił się głodny) i zaczekać na mój powrót, niż podać mu butelkę. To wszystko sprawiło, że się załamałam i uważałam się za złą matkę, która nie ma cierpliwości i siły do walki o laktację.
Na szczęście ktoś wytłumaczył mi, że to jest tylko pokarm! A najważniejsza jest miłość i bliskość, którą mogę dać dziecku! Od tamtego czasu przestałam się przejmować i nadal karmię piersią i butelką, wbrew temu co mówi teściowa, że na pewno zaraz młody przestanie chcieć piersi. On nadal chce i chętnie ciągnie cycka, jednak nie najada się a ja nie mam siły do walki o laktację. Dlatego tak zostanie jak jest! Bo daję mu miłość i bliskość jak tylko mogę, nie tylko przez kp.

Jestem przeciwna terrorowi laktacyjnemu, który mam wrażenie jest niestety coraz bardziej popularny wśród młodych mam. Dajcie żyć tym, którym się nie udało! Nie bądźcie przyczyną pogłębiającego się baby blues innych mam.




Komentarze

  1. Gratuluję narodzin Piotrusia:) czekałam już jakiś czas na tę wiadomość. Niech Pan będzie uwielbiony w Waszej rodzinie!
    Też przeżywałam i przeżywam doświadczenia związane z karmieniem dziecka. Mi również nie za długo udało się kp.Maluch odmówił ssania i odciągam pokarm. Zgadzam się z Tobą, że nie można oceniać matek, które karmią mieszanie lub tylko mm, bo nikt nie wie, jaka była droga mamy i dziecka, że doszło do tego. Matka karmiąc dziecko, nie zależnie jaką drogę obrała lub zmuszona była obrać, robi to z miłości i z miłością!
    Dobrych chwil i przeżyć na pięknej drodze matczynego powołania:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za gratulacje i mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluje narodzin synka!:) Chwała Panu! My już wiemy, że też czekamy na synka Ignasia. Życzę dużo siły na ten czas rad i karmienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamierzam Cie terroryzować, ale powiem Ci że nie jedna matka dałaby wiele za to, żeby jej dziecko przyssało się do piersi. Mnie udało się kp dopiero po 2 miesiącach. Dwa miesiące walki o kp okupione litrami wylanych łez, poczucia że jestem złą matką, bo nie potrafię karmić własnego dziecka. Mimo trudności jakie było mi dane przejść, przez bite dwa miesiące odciągałam laktatorem własne mleko i podawałam je butelką( to tak zwane kpi- karmienie piersią inaczej). Nie żałuję walki jaką przeszłam, bo wiem że walczyłam o najlepszy pokarm jaki mogłam dać własnemu dziecku i choćby nie wiem jakie, to żadne mleko modyfikowane go nie zastąpi. Szkoda, że wśród rad jakie dostałaś nikt nie nakierował Cię na dobrego doradcę laktacyjnego. Niestety przez taką starą szkołe położnych czy lekarzy, ktorzy najprościej potrafią zrzucić winę na karmienie i doradzić mm, wiele mam traci szansę na kp. A to jest coś mega cennego i nie mówię tu o samym mleku, ale również o bliskości, której butelką się nie zastąpi. Mówię z własnego doświadczenia.
      Nie ma czegoś takiego jak mało wartościowe mleko matki;-) mleko matki jest zawsze odpowiednie dla jej dziecka, być może nieprawidłowo chwytał pierś, być może jeszcze wtedy laktacja nie rozkręciła się na tyle, być może przystawiałaś zbyt rzadko...
      Szkoda, że trafiłaś na takich ludzi i na takie rady ktore odepchnęły Cię od kp.. a nikt nie zaproponował chociaż kpi. Wiele mam potrafi tak karmić miesiącami ;-) podając swoje mleko butelką wiedzą ile maluch zjada, kontrolują to jak w przypadku podawania mm.. jest to najtrudniejsza metoda karmienia (w porownaniu do mm czy kp) ale napewno lepsza od mm;-)

      Usuń
    2. Wojtkowa mama5 lutego 2017 13:37

      "Nie zamierzam Cię terroryzować, ale..." i tak to zrobię. Szkoda, że nie przeczytała Pani uważnie wpisu Marchewkowej Mamy. Wysnuwa Pani tezy mijające się z prawdą, domyślam się, że z braku wiedzy. No chyba, że z autorką postu rozmawiała Pani osobiście i kilka informacji, których notka nie zawiera udzieliła Pani w rozmowie. Proponuję raz jeszcze przeczytać ostatni akapit wpisu. Żyjmy i dajmy żyć innym! Bo nigdy nie znamy pełni sytuacji, nie wiemy, co wpłynęło na niektóre ludzkie decyzje i jak bardzo bolesne były. Życzę trochę więcej dystansu i prawdziwej życzliwości.

      Usuń
    3. Dziękuję "Kwiat u Anieli" :)

      Usuń
    4. Dziękuję za Wasze słowa. Niejednokrotnie załamywałam się myśląc, że ktoś źle mnie pokierował, że od początku byłoby łatwiej gdyby młody przyssał się bez problemu do piersi, tak jak u koleżanek z sali poporodowej. Wielokrotnie myślę, że byłoby lepiej gdybym od początku mogła usiąść i przystawić Piotra na siedząco, bo tylko wtedy chwycił pierś (byłam w stanie to zrobić i nie bez bólu dopiero w trzeciej dobie). Być może wtedy karmiłabym tylko piersią? Próbowałam odciągać mleko ale poleciała zaledwie kropla. Nie miałam nawału pokarmu do tej pory, pomimo przystawiania syna w pierwszym tygodniu po powrocie do domu, bez przerwy. Miałam wielki plan, że w domu powalczymy o laktację. Nie udało się. Teraz myślę, że nie zamierzam dobijać się tym, ponieważ moje negatywne emocje wpływają na syna. Wolę cieszyć się bliskością w inny sposób. Chociażby podczas kremowania młodego próbuję delikatnie go masować, z miłością i czułością przemawiając do niego. Niesamowite jest jak on wtedy na mnie patrzy. Bliskość z dzieckiem to nie tylko kp!
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty