Spragniona cudu roz. I, vol. 2

cd...

Po czterech miesiącach, bezowocnych starań, w jej serce zaczął się wkradać niepokój.
- na pewno za bardzo chcecie tego dziecka - powiedziała mama Matyldy, przekrajając nerwowo ziemniaki w garnku. Była kobietą tęgą ale ładną na buzi. Nie była typem kury domowej, która bez zbędnego narzekania podejmowała się prac domowych. Przeciwnie. W dzieciństwie Matylda musiała dużo pomagać mamie, która wciąż jęczała, że jest jej ciężko podejmować jakikolwiek wysiłek w sprzątaniu. Gotowanie było największą udręką tej kobiety. Mati bardzo ją kochała. Niestety miała silne przekonanie, że jej mama nigdy nie była w życiu szczęśliwa, a każdy uśmiech, w chwilach przerwy pomiędzy nerwowym wydawaniem rozkazów domownikom, był sztuczny i wymuszony. Zawsze wymagała. Wciąż pragnęła aby jej dzieci pięły się wyżej i wyżej. Mama Małgorzata - bo tak miała na imię, była kobietą sukcesu. Posiadała swoją własną firmę ubezpieczeniową, a zarobione pieniądze sprytnie chomikowała do skarpety. Małgorzata była przeciwna wymarzonemu zawodowi Matyldy. Chciała aby ta skończyła studia ekonomiczne i rozpoczęła swoją działalność gospodarczą. Mati jednak wybrała inną drogę. Zawsze była z mamą szczera. Powiedziała jej wprost o swoich obawach, jednak ta zbagatelizowała uczucia córki.
- mamo, ja na prawdę jestem już gotowa. Chcielibyśmy...
- jak to gotowi? - przerwała jej bez chwili zastanowienia - A pieniądze macie odłożone? A czy Paweł nie powinien zmienić pracy na lepiej płatną, jeśli już tak bardzo uparłaś się na to fryzjerstwo? Że też Bóg nie mógł obdarzyć Cię talentem do biznesu...
- talent, który otrzymałam postanowiłam rozwijać, bo nie wiem czy pamiętasz przypowieść o talentach? Ten kto zakopał swój talent z obawy przed jego utratą otrzymał w zamian potępienie. O nie, mamo, wolę zaryzykować i próbować rozwijać mój talent. On daje mi szczęście.
Małgorzata tylko wzruszyła ramionami. Od dawna wie, że nic nie jest w stanie przekonać córki.
- ja na prawdę pragnę tego dziecka - zasmuciła się Matylda.
- tylko mi tu nie płacz. Znasz moje zdanie. Myślę, że powinniście nabrać większej stabilności finansowej zanim postaracie się o dziecko.
- przynajmniej pomodliłabyś się za nas w tej intencji - wyszeptała pod nosem Mati.
- co mówiłaś? - rzuciła zza pleców kobieta, nastawiając gar z ziemniakami na ogień.
- nieważne... - westchnęła i wyszła z kuchni aby przejść do salonu. Tam przy stole siedział Paweł, który objął żonę czułym spojrzeniem. Wiedział jak trudne bywają poważne rozmowy z Małgorzatą. Dużo prościej było rozmawiać z jego mamą, która od dnia ich ślubu modliła się o wnuka, nie ukrywając tego.
Obok Pawła siedzieli dwaj bracia dziewczyny – Jacek i Marek. Zignorowali jej wejście do pokoju, oglądając z przejęciem mecz w telewizji. Matylda usiadła po drugiej stronie niewielkiego stołu i wzrokiem wodziła za małym piórkiem, który zerwał się ze stołowej dekoracji i wywijał fikołki jakby był w wyśmienitym nastroju. Dziewczyna miała mętlik w głowie. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Zdawało się jej, że poczęcie dziecka jest tak łatwą sprawą. Przecież tyle kobiet zachodzi w nieplanowane ciąże.
- jakże zazdroszczę ci, że możesz tak frywolnie błąkać się w powietrzu - pomyślała, muskając palcem żółte piórko, które jakby nie chcąc być złapanym odleciał w kierunku otwartego balkonu.
Spojrzała na męża. Wyglądał jak ostoja spokoju. Zero negatywnych emocji. Cały czas powtarzał jej, że będzie dobrze. Był przekonany, że ich miłość i cierpliwość zostanie przez Boga wynagrodzona. Nieustannie powtarzał żonie, że muszą ufać Bogu i wierzyć w Niego. Ale Matylda zaczęła wątpić, czy aby na pewno jest to wynik zbyt częstego myślenia o ciąży. Jej cykle były nieregularne. Zaczęła bardziej zwracać uwagę na objawy jakie towarzyszą zmianom hormonalnym w czasie cyklu. Zdecydowanie od kiedy dostała pierwszą miesiączkę cierpiała na zespół napięcia przedmiesiączkowego, tzw. PMS. Zaczęła zgłębiać problem. Szperała po książkach w księgarniach i bibliotekach, przeszukiwała Internet, przepytując Google od stóp do głów. W jej głowie pojawiało się coraz więcej pytań bez odpowiedzi i wątpliwości, które zamiast się zmniejszać, z czasem wciąż narastały. Siedząc przy stole w rodzinnym domu postanowiła, że pójdzie do lekarza i zapyta.
- tak, lekarz na pewno jej pomoże. Przecież nie zostawi jej w tak trudnej sytuacji. Lekarze leczą. - przekonywała samą siebie w myślach. Gdy już powzięła tę myśl uśmiechnęła się pod nosem, co nie umknęło uwadze spostrzegawczego Pawła.
- co cię tak ucieszyło? - podszedł do niej i pochylając się nad nią ucałował jej czoło. Uwielbiała go za te jego czule, pełne miłości gesty.
- nic, skarbie. Powiem ci w odpowiednim czasie.



cdn...

Komentarze

Popularne posty