Aby dodać otuchy!

Moje drogie czytelniczki (czytelnicy ;))

Trochę czasu minęło od ostatniego wpisu. Nie bardzo wiedziałam co napisać, czy jest to właściwy moment, czy nie będę zapeszać? Oczywiście naturalnie boję się o to maleństwo, które rośnie w moim łonie. Jestem spokojniejsza ilekroć przypomnę sobię, że wszystko to jest dziełem Boga, który w Swej dobroci obdarzył nas tym maluszkiem. I tylko w Jego rękach jest życie naszego dziecka.

Na USG już widać pęcherzyk, bardzo wyraźnie! A już jutro powinnam zobaczyć tą maleńką fasolkę i jej serduszko! Jeśli Pan da!

Chciałam tutaj jednak nie pisać o tym,  o nadziei, która pozwoliła mi wciąż na nowo wierzyć, że ten cud się zdarzy! Przeczytajcie proszę moje świadectwo:

Dokładnie dwa lata temu postanowiłam wziąć się za siebie i swoją duchowość! Zawsze byłam wierząca, praktykowałam swoją wiarę i myślałam, że kocham Boga, ludzi i to wystarczy. Był jednak jeden mankament w mojej wierze... Nie potrafiłam na 100% powiedzieć Mu: "bądź wola Twoja". Zawsze bałam się, że jeśli oddam Mu całkowicie swoje życie, zaraz spadnie na mnie jakaś ciężka, śmiertelna choroba, której panicznie się bałam. Dwa lata temu postanowiłam jednak zaryzykować. Przeżyłam wtedy niezwykłe nawrócenie (tak, nawet człowiek wierzący powinien się wciąż nawracać!). Wreszcie z pełnym przekonaniem potrafiłam powiedzieć Ojcu - bądź wola Twoja! Oddaję Ci całe moje życie!
Byłam szczęśliwa.
Niedługo potem zaczęliśmy się starać o dziecko.. I nagle po pół roku okazało się, że nadal nie zachodzę w ciążę! Starałam się spokojnie do tego podejść, wierząc, że będzie dobrze.. Wtedy w styczniu modląc się na adoracji, już cierpiałam z tego powodu. Modliłam się gorąco, pytając Boga, o to kiedy będę mieć dziecko? Usłyszałam wtedy w głowie słowa: "dwa lata". Przez bardzo długi czas nie mówiłam o tym nikomu, potem tylko kilku osobom. Po pewnym czasie zapomniałam o tym zdarzeniu. Kilka miesięcy później podczas rekolekcji przed zesłaniem Ducha Świętego, w czasie modlitwy uwielbienia (na którą pierwszy raz przyszedł ze mną mój mąż),ktoś podszedł do mikrofonu i powiedział, że otrzymał słowo, że są tu obecne małżeństwa, które bardzo pragną mieć potomstwo i Pan mówi im, że otrzymają upragnione dziecko. Wtedy te słowa tak mnie poruszyły, że upadłam na kolana i zalałam się łzami.. Nawet nie pamiętam jak inni modlili się wtedy nad tymi małżonkami.
Miesiące jednak mijały, a ja nadal nie zachodziłam w ciążę. Za to wiele moich bliskich i dalszych koleżanek, bez problemu. Byłam coraz bardziej zdruzgotana. Jednak wciąż gdzieś z tylu głowy miałam słowa mojej animatorki K., która powiedziała mi, żebym pamiętała, że ta obietnica nie musi spełnić się już teraz, zaraz, ale Pan dał obietnicę i NA PEWNO ją wypełni!
Aby o tym nie zapomnieć przykleiłam sobie na lustrze w łazience tekst z Pisma Świętego: "wreszcie Pan okazał Sarze łaskawość, jak to OBIECAŁ, i uczynił jej to, co zapowiedział." Rdz 21, 1
Po dłuższym czasie, w momencie kryzysu zerwałam ten napis. Jego słowa jednak wryły się głęboko w moje serce.
Pół roku temu podjęliśmy próbę diagnostyki dzięki Naprotechnologii. Od razu było widać już po pierwszym cyklu, że jest coś nie tak u mnie. Podejrzenie - PCOS (zespół policystycznych jajników). Pierwsza wizyta u lekarza - potwierdzenie diagnozy na 99%. Kolejne badania tylko utwierdzały nas w tym przekonaniu. Rokowania - niewiadome. Mogą być różne.
Cała lista kolejnych badań, planów ( monitoring owulacji, sprawdzenie drożności jajowodów), powodują coraz większe przygnębienie i załamanie.
W końcu postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę! Postanowiłam poprosić o pomoc w tej walce - Maryję! Podjęłam nowennę pompejańską w intencji poczęcia naszego dziecka. Nowenna dzieli się na dwie części - prośby i dziękczynną. Pod koniec modlitwy prośby pojawił sie kryzys. Modliłam się wtedy płacząc rzewnymi łzami. Mój głos drżał, a każdy paciorek różańca był coraz trudniejszy. Wtedy podczas każdego "Ojcze nasz", wypowiadałam szczególnie mocno, płynące prosto z serca "bądź wola Twoja".
Gdy dotarłam do dziękczynnej pomyślałam, że bardzo ciężko modlić się dziękczynieniem, skoro nawet nie wiem czy jest za co dziękować! Walczyłam jednak ze sobą. Kilka dni później była to niedziela Zesłania Ducha Świętego, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Każde kolejne badanie potwierdzało to oraz fakt, ze dzieciątko wciąż się rozwija.
U lekarza otrzymałam datę rozwiązania. Planowany termin porodu to 19 stycznia. Dokładnie (nie co do dnia) dwa lata od obietnicy, którą usłyszałam podczas adoracji.

Bóg jest wielki! Tak na prawdę nie zdąrzyliśmy włączyć żadnego leczenia PCOS. Te nasze upragnione dzieci to jest DAR od naszego Boga, który jest Stwórcą. To On utkał to dzieciątko w moim łonie.

Mam ochotę wyśpiewać Magnifikat, który wyśpiewała Maryja radując się darem jaki otrzymała od Pana.
"Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej (...) wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmmocny." Łk 1,46-49

Zaufajcie Bogu, proście Go! A jeśli On nie słucha, to zwróćcie się do Jego Matki. Ona jest Matką każdego z nas! Nie może nas porzucić!

Błogosławię Boga za Jego dobroć! Za Jego plan, który jest dla mnie najlepszy! Błogosławię Pana za czas niepłodności, która na pewno była mi potrzebna!

Dobroci +

Komentarze

  1. Chwała Panu! Amen.Bóg jest wierny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo Ci gratuluję i cieszę się z Twojego szczęścia!
    Też byłyśmy w kilka dziewczyn na mszy o uzdrowienie... i ja co prawda nie usłyszałam konkretnej daty ale zostało powiedziane, że zostałyśmy uzdrowione... Ja wierzę, że Jezus w tym momencie obiecał mi niejako, że to nastąpi-że będę matką- teraz tylko czekam kiedy :)
    Błogosławmy Pana za wszystko co nas spotyka bo On ma w tym swój cel! Chwała Panu!
    Trzymaj się zdrowo wraz ze swoim maleństwem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jaka informacja cudowna :) gratuluję ciąży :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten wpis na prawdę dodaje otuchy. Jak dzidziuś, serduszko bije? wszystko w porządku?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty