Kiedy pragnienie macierzyństwa staje się cierpieniem



Miałam pisać sprawozdania do pracy.. a zamiast tego zaraz po Mszy Świętej pomyślałam, że jednak napiszę najpierw post.

Idąc za namowami autorek książki "Nadzieja na nowe życie", które skomentowały jeden z moich wpisów, sugerując abym zapoznała się z treścią rozdziału ze strony od 300 (za co serdecznie im dziękuję!), postanowiłam zastanowić się nad tym, jak w tej trudnej sytuacji odnajduję się w mojej relacji z Bogiem.

Nie będzie to niestety nadal recenzja ich cudownej książki, ponieważ wciąż walczę ze sobą, aby ją przeczytać.. Boję się, że jeśli będę ją czytać jeszcze bardziej wkręcę sobie, że na pewno jestem niepłodna. A przecież to absurd. Trzymajcie więc kciuki, aby udało mi się wytrwać i doczytać ją.

***

Zanim zaczęliśmy się starać o maleństwo, przeżyliśmy razem 4 lata, w tym 2 lata małżeństwa. Był to cudowny czas, owocny w miłość, poznawanie się, realizowanie marzeń. Już od młodych lat byłam osobą wierzącą, która przeżywała swoje lepsze i gorsze dni z Bogiem. Zawsze miałam jednak pewność, że Bóg jest dobry. Moje relacje z Nim układały się różnie przez całe moje życie. Nigdy jednak nie wątpiłam w Jego istnienie i Jego dobroć.
Jakieś pół roku przed podjęciem decyzji o staraniu się o dziecko, przeżyłam w moim życiu pierwsze tak diametralne nawrócenie i pragnienie ciągłego pogłębiania relacji z Ojcem. Zapragnęłam oddać się Jego świętej woli. Do tamtego czasu bałam się całkowicie Mu zaufać. Obawiałam się wówczas, że gdy oddam My swoje życie, On doświadczy mnie ciężką chorobą, śmiercią, ogromnym cierpieniem. Zrodziło się jednak w moim sercu pragnienie całkowitego oddania się Jezusowi.
Tak! Nie boję się o tym pisać. Moje nawrócenie owocowało moją decyzją: "Oddaję się całkowicie w Twoje ręce". 
Moje pragnienie pogłębiania relacji z dobrym Ojcem, skutkowało wzięciem udziału w cudownych rekolekcjach, w Zesłaniu Ducha Świętego. To wszystko działo się już w trakcie starań o dzieciątko. Wierzyłam, że On wysłucha mnie, że On uzdrowi mnie, że pobłogosławi mnie potomstwem.
Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego przyszło cierpienie. Tak bardzo bałam się cierpienia choroby, śmierci własnej, że nie pomyślałam, że jeżeli jestem zdrowa, może przyjść na mnie inne cierpienie. Ale wiecie co? Ani trochę nie winię za to Boga! On, poprzez moje nawrócenie, przygotował mnie na przyjęcie i przetrwanie tego bólu! To On osusza moje łzy, On dotyka mnie, pocieszając.
Gdyby nie wspaniały Ojciec, już dawno totalnie bym się załamała. Całkowicie bym zwariowała.
Raz podczas modlitwy, otrzymałam słowo, które Bóg skierował do mnie. Było to zaraz po tym gdy wszystko wskazywało na to, że się udało i jestem w ciąży, gdy nagle wszystko runęło. Moje życie również. I wtedy On do mnie przyszedł, gdy byłam tak umęczona, tak utrudzona niesieniem tego ciężaru. On wziął mnie na plecy, On otarł moje łzy (zupełnie jak porównanie w książce "Nadzieja na Nowe życie" dotyczące pary stóp na piasku!!!). Wtedy otrzymałam siłę, do niesienia tego ciężaru. I gdy tylko sobie o tym przypominam, że w najgorszym momencie, On przy mnie był, On wszystko widział - nie opuściła mnie, czuję, że i teraz mogę to przetrzymać!

Podczas rekolekcji przed zesłaniem Ducha Świętego, pierwszy raz mój ukochany B. odważył się ze mną pójść na wieczór uwielbienia. Gdy tam był, otrzymaliśmy słowo, że Pan mówi teraz do małżonków, którzy tutaj są i bardzo pragną mieć potomstwo, On daje to nowe życie.
Przeżyłam szok! Rozpłakałam się! Tak bardzo pragnęłam doświadczyć cudu! I teraz ten cud był w zasięgu ręki.
Nic jednak się nie wydarzyło! Ba! Mieliśmy z B. problemy aby w ogóle być ze sobą tak na luzie. I wtedy dobra koleżanka ze wspólnoty powiedziała - "Wiesz, to nie musi być już teraz, zaraz. Bóg dał wam obietnicę, ale może ona się wypełnić nawet za kilka lat." 
Dotarło do mnie, że aby spełniła się Jego obietnica, muszę trwać przy Nim w ufności! Bo Bóg nigdy nie zawodzi, nigdy nie dopuści aby Jego obietnice się nie wypełniły!

Tak więc trwam przy Nim, bo On powiedział: Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity (...). Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni (J 15,5;7)

Tak też trwać będę i jeszcze bardziej pragnę zbliżać się do Jego miłości.


Komentarze

  1. Dziękuję, że dzielisz się swoimi uczuciami, myślami, refleksjami - sprawia to, że stajesz się mi bliska w swoich pragnieniach i potrzebach.
    Myślę, że z "Nadzieją na nowe życie" jest tak, że najlepiej ją się czytać w zgodzie ze sobą. Tyle, ile potrzeba i tak jak potrzeba i wtedy kiedy potrzeba i te rozdziały, które są dla Ciebie. Chyba jest też tak, że inaczej czyta się książkę dla siebie, a inaczej do recenzji. Myślę, że warto, żebyś czytała tę książkę dla siebie. A jak przyjdzie Ci ochota podzielić się jakimiś refleksjami, które się pojawiły w trakcie czytania "Nadziei..." to będziemy oczywiście bardzo ciekawe i będzie nam miło. Ale nic na siłę!
    Ciepło Cię pozdrawiam
    Justyna - jedna z autorek "Nadziei na nowe życie"

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za to wsparcie! Będę czytała Wasza książkę zgodnie z moimi potrzebami :) dziękuję też, że w swojej książę ujęłyście osobę Boga! Dla bardzo wielu małżonków zmagających się z problemem poczęcia Bóg jest na najważniejszy! W końcu jest dawcą życia!!! :)
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że zawitacie kiedyś do Krakowa!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty